Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Janio nie był jeszcze zdecydowany, na jaki wydział ma chodzić, Kurosz miał zostać prawnikiem. Takie było marzenie jego ojca, który w rzędzie antenatów swoich kilku palestrantów liczył, a umiejętność prowadzenia procesów za szczyt mądrości uważał.
Marcinek zgadzał się na to chętnie, wiedząc, że wykształcenie prawnicze daje byt niezależny i nieprzeszkadzający oddawać się zbieraniu i czytaniu ksiąg starych. Wiedział, że w Warszawie będzie miał dostęp do bibliotek i znajdzie wiele okazyj do zadowolenia tej swojej słabostki.
Ludwik milczał. Nagabywany przez kolegów, wyznał, że ma chodzić na medycynę, i że przedmiot ten nie nęci go wcale. Wolałby dać za wygranę wszelkim wysokim aspiracyom i pójść na praktykę gospodarską, a potem ukończywszy ją, za dwa, trzy lata, powrócić już na zawsze do swoich ukochanych Zawadek i razem z ojcem pracować na własnym zagonie. Niemożliwe to wszakże. Zawadki małe, odłużone, nie wystarczą dla dość licznej rodziny. Ojciec szarpie się, bokami robi, pracuje, zabiega, ze skóry wyłazi, aby jeszcze przez kilka lat przeciwnościom się opierać i przy zagonie wytrwać przez kilka lat, dopóki syn edukacyi nie skończy i owoców jej zbierać nie zacznie.
W tym synu cała nadzieja. On się szybko dorobi, on ojcu dopomoże, całą rodzinę podźwignie, Zawadki z długów oczyści, siostry wyposaży... byle tylko edukacye skończył i owoce jej całemi garściami zbierać zaczął.
Pójdzie na medycynę, zostanie lekarzem sławnym, znakomitym, rozgłośnym, a wtenczas wszystko bądzie inaczej. Tylu się fortun dorabia, tylu karetami jeździ; dla czegóżby Ludwisia taki los nie miał spotkać?