Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

postanowił dotychczasową taktykę względem Zawadek i właściciela ich zmienić. W tej chwili młodego człowieka zajmował tylko dom, rodzice i siostry. Cieszył się, że widzi nareszcie swoich, że po długiem rozłączeniu, po pracy forsownej, częstokroć podejmowanej nad siły, może odetchnąć pełną piersią i chociaż kilka dni przepędzić z tymi, których nadewszystko ukochał. Do późnej nocy przepędził czas na rozmowie z nimi. Zegar obwieścił północ, kiedy się p. Marcin z krzesła ruszył i powiedział, że już czas na spoczynek. Staruszkowie, ucałowawszy syna, wyszli. Florcia z Anielcią udały się do śpiżarni, żeby na jutro dla braciszka jakieś smakołyki przygotować; tylko Jadwinia została sama z Ludwikiem.
Jadwinia była smutna, a w ostatnich czasach pomizerniała i zeszczuplała bardzo.
Ludwik objął ją wpół, przycisnął do piersi i pocałował w czoło.
— Chcesz mi powiedzieć dobranoc — rzekła — dobranoc ci Ludwisiu nawzajem; idź spać, posłane już jest dla ciebie, wyleż się, wypocznij, należy ci się to przecie. Dobranoc!
— Za pozwoleniem, pani siostro, spać jeszcze nie idę, bo chciałem ci parę słów powiedzieć. Dobranoc oddam ci później, a ten uścisk, to nie mój... spełniłem tylko polecenie bardzo miłej i ładnej osóbki.
— Coś ty powiedział? — zapytała zdumiona.
— Powtarzam ci, że spełniłem polecenie miłej i ładnej osóbki. Wyraźnie mi powiedziała, żebym rodzicom i siostrom zaniósł pozdrowienie i ukłon od nieznanej a ży-