Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To wybornie! Wie pan, że nawet dla okolicy doskonale. Dotychczas, w razie wypadku, musieliśmy posyłać po doktora o sześć mil, niech pan sobie wyobrazi, o sześć mil! czasem po najgorszych drogach. Można było umrzeć i nie doczekać się pomocy. Życzę panu powodzenia i szczęścia...
— Serdecznie dziękuję pani.
— Janeczku! — odezwała się do brata, pozwolisz, że przejdę na drugą stronę i odbędę małą konferencyę z Michałową. Boże! jacy ci mężczyźni niezaradni! Masz tak miłego gościa i trzymasz go przy nienakrytym stole...
— Mylisz się siostrzyczko, stół był nakryty, przed chwilą jedliśmy obiad.
— Nie dysputuj o tem, na czem się nie znasz, zabawiaj pana doktora, a ja chociaż na dwie godzinki obejmę obowiązki gospodyni. Dłużej nie mogę, bo muszę wracać przed zmrokiem. Proszę cię tylko nie protestuj, żadnych ale... opozycyi nie znoszę, a nieposłuszeństwa nienawidzę...
— Nie wiedziałem Janiu, że twoja siostra już dorosła panna — rzekł Ludwik, gdy drzwi się za Irenką zamknęły. — Zawsze mówiłeś: Siostrzyczka, moja mała siostrzyczka, sądziłem więc...
— Wszystko rośnie co młode, kochany Eskulapie, i wszystko starzeje się, młodem być przestawszy.
— Tylko ty się nie starzej i nie bądź sensatem, bo jeszcze na to czas.
Janio westchnął.
Po chwili weszła Michałowa, nakryła stół białą serwetą, a potem wniosła tacę pełną świeżych ciastek i butel-