— Nie spytasz nawet, dokąd jadę?
— A co mi... jedź.
Hulajdusza popatrzył na nią ponuro, brwi zmarszczył, że mu jak dwa krzaki nad oczami sterczały i rzekł:
— Znowu cię złe opętało... znów chcesz szaleć.
Nie odrzekła ani jednego słowa, usiadła przy oknie, wzięła książkę do nabożeństwa i czytać zaczęła.
On postał jeszcze przez chwilę, popatrzył i wyszedł.
W paru minut później odjechał z podwórza, okrążył olszynę, przystanął przed karczmą i na Mordkę zawołał.
Żyd zaraz z izby wyskoczył.
— Ny, jedziem, zaraz jedziem... aj waj! u jegomości to wszystko zaraz... jegomość bardzo prędki człowiek jest! jak ogień, na moje sumienie!
— No, nie bałamuć, mamy jechać, to siadaj.
— Zaraz, zaraz... tylko wezmę kawałek kapoty. W nocy chłodno jest, choć mamy teraz lato na świecie. Może jegomość do stancyi pozwoli, kieliszeczek okowitki na drogę.
— A dla czego nie... jeśli masz, to daj.
— Co nie mam dać! ja dla jegomości co najlepszego mam, tobym dał. Dla takie osobe! dla takiego dziedzica!
— U ciebie wszystko w gadaniu.
— Co jegomość powiada? co to jest w gadaniu? U mnie wszystko w sercu, ja jegomości jestem jak...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/89
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.