dowoli i pośpiewa sobie i poswawoli... a jak u porządnego gospodarza, to i dożynki porządnie wyprawią.
Latoszyńcy dziedzice mieli robić żniwa wspólnie, całą forsą, i zbiorem się sprawiedliwie podzielić; komu snopek, komu dwa, według tego jak kto do jakiej części Latoszyn kupił.
Dopiero po żniwach mieli pola pomiędzy siebie podzielić i wtedy już każdy sam na siebie orać i siać zacznie.
Wszyscy ruszyli do żniwa.
Zacharyasz i Kunda i ich trzy dziewczyny, Milczek z Milczkową i z dziećmi, Piotr nabożny z familią, Wędrowny tak samo, Rafałowie oboje, ze swoją niemową.
Kto miał chłopaka w służbie, albo dziewkę, to też ich na pole wypędził, a prócz tego i najemnika sporo stanęło.
Zaczęli od rana, rozstawili się na zagonach, zwyczajnie, po gospodarsku, i zaczęli żąć na wyprzódki, ile że dziewczyn kilka było, a każdej by się chciało przodować.
Ale gdzie tam której z Rafałową się równać! Choć i Zacharyasza dziewucha najstarsza, okropnie do roboty ciekawa i zwinna, ale za Rafałową dużo w tyle została. Tej kobiecie paliło się w ręku.
Ku południowi odsunęła się już kawał drogi od wszystkich, aż pod las. Inna to zagada do drugiej, to się obejrzy, roześmieje, to przeciągnąć się lubi, a ta, nic nie mówiąc, kładzie garść za garścią, że tylko żyto chrzęści.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/75
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.