Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może ty jaki złodziej? — spytała.
— Pfe! co godna jejmość powiada takie brzydkie słowo? co pani Rafałowa powiada? Ja Mordka Glas, mnie tu w całej okolicy znają. Kto mnie nie zna, mego konia, mój wasąg! Ja jestem honorowy i delikatny człowiek, ja handluję... ja mam i towar, i tu w wozie mam towar, fajn kobiecki towar, damski towar... ja zaraz pokażę...
Wybiegł z izby i wnet powrócił z tłomoczkiem.
Było w nim kilka chustek kobiecych, drobiazgów różnych, nici, tasiemek i igieł dość.
— Niech-no godna jejmość spojrzy... tu wszystko jest.
— Czy kupiec ma swój kram w mieście? — spytała.
— Nie mam ja swój kram, ale handluję... wszystkiem handluję, jak mi się trafi co kupić... to kupię — i bardzo tanio sprzedam. Mnie tu na około wszyscy znają. Pani Pakułkiewiczowa, co jej mąż posesorem jest i folwarczek trzyma, często odemnie różne galanterye kupuje. A to jest dama, na moje sumienie dama! Ona do jednego kapelusza potrzebuje półtora funta kwiaty i z piętnaście łokci wstążków... Nie rachuję słomy i aksamitu. Ha! ha! Ona tu pierwszą modę utrzymuje... Widzi godna jejmość — rzekł; zniżając cokolwiek głos — tu jest taka okolica, co wszystkie panie same francuzkie modów utrzymują... oni sobie bardzo fajn ubierają. U nas tu, nietylko dziedziczka na swojej fortunie, ale nawet dzierżawczynia, nawet młynarka, nawet ekonomka, jak idzie do kościoła, to musi