poszedł tam, zkąd przyszedł, i żeby się w nieswoje rzeczy nie wdawał.
Szczęście jego, że Hulajdusza w tę porę siano na łące kosił, i o niczem nie wiedział — bo inaczej byłby go nabił rzetelnie — i zaskarżył do sądu o najście gruntu, rozbój i obelgi.
Ale i tak dostał dobrą naukę — poznał, że Lipowicka szlachta w kaszę sobie dmuchać nie da — i zapewne nie będzie się wdawał w nieswoje rzeczy. Bo i co mu do tego?
Urządzili się panowie bracia na początek, jak mogli. Zacharyasz z familią i Milczkowie musieli tymczasowo osiąść w pałacu, dopóki sobie ludzkiej siedziby nie zbudują — a reszta wspólników pomieściła się w czworakach.
Fornale i parobcy, co w Latoszyńskim dworze służyli, poszli w świat chleba szukać; nowym dziedzicom fornali i parobków nie trzeba... bo każdy z panów braci sam sobie pan i sam sługa — do roboty przywykły.
Wielki ciężar spadł Zacharyaszowi z głowy, gdy już tego podziału dokonał — ale jeszcze na tem nie koniec, bo wiele innych kwestyj do załatwienia zostało i to takich kwestyj, nad któremi dobrze trzeba głowy nałamać.
Jednego dnia pod wieczór, gdy już ludzie od roboty wrócili i każdy się do obrządku zabierał, Hulajdusza przed czworakiem swoim drzewo rąbał.
Odziany był niezbyt pokaźnie. Czapczyna wytarta, co może jeszcze króla Ćwieczka pamiętała, span-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/57
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.