Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbił Zacharyasz kilkaset rubli i na handel się puścił.
Nie bardzo to piękny handel był; źli ludzie śmieli się, na boku Zacharyasza Połciem nazywali lub Szczecinką, ale nie od kształtu miał głowę — rozumiał więc, że towar nie jest może zbyt wspaniały, ale handel taki dobry jak inny, a może i lepszy, bo z żydami ujadania się niema przy nim.
Kunda prowadziła w nieobecności męża gospodarstwo, a on sam puszczał się na wędrówkę z miasteczka do miasteczka, z jarmarku na jarmark; zapędzał się het! gdzie za Międzyrzec, za Białę! Znali go dobrze w Wiśnicach, Łomazach, Piszczacu, w całym świecie prawie!
Na jarmarkach towar kupował, a potem zgonników najmował i do Warszawy pędził — a zawsze dobrze sprzedał, zawsze skorzystał.
Fortuna rosła, grosz zależały zawsze był w skrzyni. Głowacz skupował przy okazyi staja i półstajki, rozszerzał budowle, powiększał inwentarz — aż został pierwszym bogaczem na całe Lipowice i na całą parafię.
Choć go tam złośliwi Połciem nazywali, nie zważał — tem bardziej, że i honory spadały także na niego.
Był w dozorze kościelnym członkiem, w bractwie starszym, za procesyą ze światłem chodził, nieraz i baldachim nad księdzem nosił — a że grosz miał, więc mu się wszyscy kłaniali jak panu.
Człowiekowi wszelako zawsze mało, zawsze chciałby więcej i więcej. Taka natura pożądliwa; więc