Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc to wszystko nieprawda?! Nieprawda to co mówią, co od kilku tygodni po całem mieście kursuje... Och! jakże jestem szczęśliwa! a tak mi żal było serdecznie tej biednej Stasi. Taka dobra, taka miła panienka... Istna przylepeczka! Nie zapomnę nigdy jak zachwycająco wyglądała wtenczas w resursie.
Pani radczyni zbladła, niezmordowana przyjaciółka zaś prawiła niemal jednym tchem.
— Jak dzieci kocham, spadł mi kamień z serca, bo wierz mi pani, iżem to bardzo, bardzo głęboko odczuła? Jakie to jednak plotkarskie miasto ta Warszawa. Co gadali! co opowiadali, to włosy na głowie wstawały! Mnie było to podwójnie przykro. Raz z powodu sympatyi jaką mam dla pani i dla Stasi, a powtóre, że przed wyjazdem za granicę pan Kazimierz złożył nam wizytę, z czego znów powstała plotka, że stara się o rękę naszej Kloci... Myślałam sobie, co też państwo powiecie, gdy ta bajka dojdzie do waszych uszu, jakie będziecie mieli o mnie wyobrażenie! Na szczęście pokazało się, że plotkom wierzyć nie można.
Radczyni zrozumiała dobrze jakie to były plotki i domyśliła się, że jest w nich tyle prawdy, że aż nadto wystarczy do ostatecznego zrujnowania jej zdrowia. Umiała jednak panować nad sobą i w razie potrzeby ukrywać wrażenia.
Przywołała na usta kwaśno słodki, lecz pełen uprzejmości uśmiech i rzekła:
— Więc posądzają pana Kazimierza, że się stara o najmłodszą córeczkę pani?