Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tencwajg. Jesteście ubodzy w całem znaczeniu tego wyrazu!
— Przecież mamy ciebie, Adolfie — odezwała się matka.
— Zapewne, zapewne... ale przedewszystkiem mama będzie miała emeryturę... jaką to nie wiem, ale będzie... Stasia podobno wychodzi za mąż, a pan Czesław...
Czesław, który nigdy nie sympatyzował ze szwagrem, przerwał dość ostro:
— Pan Czesław — rzekł — potrafi myśleć o sobie, a w razie potrzeby i o innych.
— Ślicznie, bardzo ślicznie!... ale jest to, właściwie mówiąc, deklamacya, która chleba nie da i gdyby pan Czesław nie ufał zbytecznie swoim własnym siłom, a wobec starszych zachowywać się umiał z właściwym taktem...
— To co?
— To, przy protekcyi starszych — rzekł z naciskiem — przy poparciu osób mających jakie takie znaczenie, mógłby na początek otrzymać jakąś skromną posadkę na drodze żelaznej i...
— Dziękuję za łaskę starszym i osobom mającym jakie takie znaczenie... moja droga inna jest.
— Ah, naturalnie — naturalnie! — nikt się nie narzuca — odpowiedział pan inżynier. Ja szedłem przez całe życie przebojem... dorabiałem się krwawą pracą...
— I niekrwawą protekcyą ojca — dorzucił Czesław.