Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się przebudził, była już godzina jedenasta. Ubrał się pośpiesznie i wyszedł na miasto. Był w kilku redakcyach w celu zebrania pożądanych informacyj, następnie udał się do jednego ze znakomitszych prawników, a następnie, zjadłszy doskonały obiad, kazał się zawieźć na Ogrodową.
Pani radczyni powitała go z okrzykiem radości.
— Czy słyszałeś Adolfie — zawołała zaraz na wstępie — czy słyszałeś o naszem szczęściu?
Udał że nie wie o niczem.
— Chyba na loteryi mama wygrała — rzekł.
— Ależ gdzie tam! Niepodobna, żebyś nie wiedział, całe miasto o tem tylko mówi, po gazetach piszą. U nas drzwi nie zamykają się, odbieram ze wszystkich stron powinszowania, a prócz tego zgłaszają się ciągle różni panowie, z propozycyami nabycia domów, dóbr lub korzystnych bardzo interesów. Poczciwy Fichtencwajg, który mi w najkrytyczniejszej chwili kilkaset rubli pożyczył, zgłaszał się także z propozycyą założenia olbrzymiego lombardu. Powiada że to jest bardzo a bardzo zyskowny interes, że można w przeciągu kilku lat podwoić kapitał. Fichtencwajg żąda na początek stu tysięcy rubli i chce wszystkie kłopoty prowadzenia lombardu wziąć na siebie, tak że my bez żadnego zachodu zbieralibyśmy tylko zyski. Nie masz wyobrażenia, jakie to poczciwe żydzisko! Jak sądzisz Adolfie, zdecydować się na ten lombard? czy może lepiej majątek kupić?
Zamiast odpowiedzi pan Adolf powoli i z wielką powagą zaczął wypytywać się o szczegóły dotyczące