Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spali jeżeli nie mam nosa. Gdy pana zobaczyłem pierwszy raz, tu w ogródku, pomyślałem sobie: „Nareszcie znalazł się w tym tłumie bezmyślnym, jeden prawdziwy znawca sztuki.“ Od pierwszego spojrzenia, słowo honoru daję.
— Po czem to pan poznałeś?
— Po osobie... pan dobrodziej ma minę znawcy; ten kapelusz trochę nachylony na lewo, ten uśmiech, te ruchy, no nie wiem zresztą co i jak, dość, że takie osoba pańska sprawia wrażenie.
— No, no! dalibóg nic o tem nie wiedziałem.
— Panie dobrodzieju, człowiek siebie samego nie zna. Wczoraj genialna myśl przyszła panu do głowy, słowo honoru, genialna, założyć teatr.!
— Zapewne.
— Otóż ja... bo widzi pan, ja także mam pewne intencye, i właśnie chciałbym, żebyśmy się mogli wspólnie jakoś pokombinować. To jest powód, dla którego śmiałem trudzić pana dobrodzieja. Czy mogę przedstawić w krótkich słowach mój planik?
— Dla czego w krótkich? interes to jest interes; im go obszerniej przedyskutować, i że tak powiem, wystudyować tem lepiej. Trudniłem ja się swego czasu ważnemi sprawami finansowemi, więc się na tem znam. O cóż to drogiemu panu idzie?
— O ile mogłem wyrozumiać, pan dobrodziej nie jest daleki od myśli założenia teatru.
— Tak; prawie żem się już zdecydował.
— Słyszałem, że koledzy moi robili panu różne propozycye, ale to są ludzie, z którymi, szczerze mó-