Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dwa razy, chciałem powiedzieć trzy, tak; a czwarty niech będzie uważany jako gratyfikacya nadzwyczajna.
— Niepoprawny pan jesteś; zawsze, nawet w najpoważniejszej chwili...
— Pani moja — mówił rozczulony Faramuziński — ta jednakowość, z której pani żartujesz, już mnie nie opuści do śmierci. Możesz pani gniewać się na mnie, możesz ze mnie szydzić, a ja pozostanę zawsze jednakowy, niezmieniony, ten sam... W kawałki mnie pani posiekaj, jak węża, a zrosnę się i jeszcze do pani przypełznę posiekany. Na to już nie ma lekarstwa, pani Michalino... Dobranoc.
Nazajutrz biedny samogrado odwieziony został do szpitala w stanie budzącym poważne obawy. Żona i córki odprowadziły go, i stała się rzecz od czasu otrzymania pamiętnego listu niepraktykowana — pani Kubikowa zapomniała o lekcyach.
Uczennice napróżno oczekiwały przy rozbitych klekotach na przybycie mistrzyni. Nie przyszła; nie przyszła ani tego dnia, w którym męża do szpitala oddano, ani nazajutrz, ani za tydzień. Możnaby myśleć, że po za sumogradem świat istnieć dla niej przestał. Po tygodniu opamiętała się, kazała Mani i Józi chodzić na zastępstwo, sama zaś wyłącznie była na usługi męża oddana.
Wie o tem pewien wekslarz z Placu Bankowego, że list zastawny zmieniła, co jej się jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło; wie służba w szpitalu, że ota-