Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



V.

Już zmrok zapadał, latarnie uliczne zapalono, z po za szyb sklepowych jaśniały światła, już cztery kopcące lampki na schodach zaświecił Józef i w kamienicy № 000 uciszyło się całkiem, gdy nagle krzyk przeraźliwy, krzyk rozpaczy zaalarmował wszystkich mieszkańców...
Rozlegał on się na pierwszem piętrze, a był tak doniosły i ostry, że można było mniemać, iż nietylko dom, ale całą dzielnicę miasta poruszy.
Naraz też otworzyły się wszystkie drzwi, ze wszystkich piętr i lokalów śpieszyli mieszkańcy, nie zważając na stroje, jak kto stał, w czem był...
Z dołu nadbiegła sklepikarka, szewcowa, jak wschodzący księżyc na pełni, w białym czepku na bakier, w chustce narzuconej niedbale na pulchne ramiona; szewc, bez surduta, w fartuchu zielonym, z młotkiem w ręku; szewcowa na wpół rozebrana; z góry emeryt w pantoflach, w szlafroku w palmy tureckie, z fajką w ręku, żona jego i służąca; kawaler z trzecie-