Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O tejże samej godzinie siadywał w cukierni siwy jakiś jegomość, dość otyły, z faworytkami ostrzyżonemi krótko, w okularach, przyzwoicie i dostatnio ubrany.
Miał minę człowieka zadowolonego z siebie, żyjącego spokojnie i bez troski. Poważny był w ruchach i w mowie, w całem zachowaniu się, tylko małe, szare oczki, niezmiernie ruchliwe, nie licowały z tą powagą.
Na pozór zdawać się mogło, że jegomość ów liczy co najmniej sześćdziesiąt lat wieku, że jest zadowolony z życia kapitalista, lub też używający zasłużonego spokoju emeryt i przychodzi do cukierni specyalnie tylko na gazety; ażeby z nich o nowinkach politycznych się dowiedzieć, lub godzinę przy szachach przepędzić — atoli przy bliższej obserwacyi pokazywało się, że pan ten nowin politycznych nie jest ciekawy, że w pismach ogłoszenia tylko studyuje, a chociaż czasem zasiądzie do szachów, to bardziej na wchodzących do cukierni ludzi — aniżeli na szachownicę zerka.
Od kilku dni jegomość w okularach pilnie Kwiatkowskiego obserwował, siadał blizko niego i starał się rozmowę zawiązać, ale kandydat do posady prywatnej z natury skłonny do rozmowy nie był... Jednakowoż dało się pierwsze lody przełamać. Jegomość w okularach pewnego dnia zbliżył się i o Kuryera poprosił.
— Po przeczytaniu, rzekł, zamawiam.
— Owszem, w tej chwili — odrzekł Kwiatkowski i oddał osadzony na kiju dziennik, w którym żadnego w tym dniu ogłoszenia nie znalazł.