Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie rzeczy, przedstawiające jakąś wartość, poszły do ludzi.
W mieszkaniu zostały tylko najniezbędniejsze sprzęty, takie, bez których obejść się nie można.
Węglarz był w doskonałym humorze, gawędził, opowiadał anegdotki, to znowuż rozwijał szerokie projekta rozmaitych przedsiębiorstw, jakie prowadzić zamierza.
W rozmowie Kwiatkowski wspomniał, że córka jego ma posadę.
— Panna Marya?... posadę? — zapytał węglarz ze zdziwieniem, — przecież pracowała w magazynie. Cóż to za posada?
Kwiatkowski opowiedział w krótkości jaki obowiązek przyjęła jego córka, węglarz zamyślił się przez chwilę, a potem zapytał:
— Powiedz mi pan jednak, jaką drogą doszliście do tego? Czy z ogłoszeń?
— Nie!
— Więc?
— Przez stosunek...
— Kuzynie, nie szczery jesteś... Ja domyślam sie, ale...
— Więc powiem panu, tę posadę nastręczył Herman.
— Herman?!... Ile też kazał sobie za to zapłacić?
— Nic nie żądał, owszem, obiecał jeszcze, że i dla mnie postara się, że już prawie ma.
— A łajdak! — zawołał węglarz uderzając kuflem w stół, — a łajdak, a łotr z pod ciemnej gwiazdy! Słuchaj, Kwiatkowski, przyjacielu, ku-