Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

mieli las swój własny, tobyście może inaczej gadali. Podług mojego rozumienia, człowiek ma swoje myślenie nietylko w głowie, ale i w kieszeni...“
„Żebym ja miał las“, mruczał chłop, „żebym ja miał las...“
„No, to cobyście z nim robili?“
Mateusz nie chciał na to pytanie wprost odpowiedzieć.
„A juści,“ odrzekł, „Abram żeby wielkim rabinem żydowskim został, to coby Abram robił? Pewnie nie latałby już po wsiach za skórkami, ale siedział sobie cały dzień w krześle, rybę jadł, śledzia jadł, herbatę z arakiem pił...“
„Co wy powiadacie, właśnie, że wielki rabin bardzo mało jada... On i bez jedzenia ma w sobie bardzo wielką moc. Aj, rabin, cha! cha! czy ja mógłbym rabinem być, nawet pomyślenia takiego nigdy nie miałem, nawet mi się to w nocy nigdy nie śniło... Rabin, wy nawet nie wiecie, jakie to wielkie słowo...“
„No, i co gadać po próżnicy... wy nie będziecie rabinem, ja nie będę dziedzicem, taki już nasz los... tymczasem ja muszę myszkować po borach, a wy handlować skórkami... Trzeba dziękować Bogu za to, co jest.“
„Czy tak podług waszej nabożności wypada?“