Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pychy nie cierpię, bom taki dobry pan, jak i on, a może i lepszy.
— Na jedno pan Walenty jest dobry, na drugie on jest dobry; każdy człowiek dobry jest na taką lub owaką stronę, a pan Walenty, jako człowiek praktyczny, to bardzo dobrze rozumie.
— Macie racyę, on dobry na tę stronę, gdzie „Zielony łabędź.“
— A wasan nie bywa pod „Łabędziem?“
— To co innego; ja zajeżdżam dlatego, żeby bydlę przy żłobie postawić, a samemu pod dachem być, w godnej kompanii wypić i przekąsić, on zaś dla czego innego tam zagląda.
— Tak samo w godnej kompanii potrzebuje czasem wypić.
— A Małka? — zapytał szlachcic, śmiejąc się na całe gardło.
Jukiel splunął nieznacznie.
— Panie Walenty — rzekł — pfe! Wasan powiada to, co nie trzeba. Co Małka? jaka Małka? Ona jest sobie zwyczajna żydówka, ma swego męża, swój handel, swoje zatrudnienie, a on jest pan; ona ma swoje kombinacye, on swoje. Co między niemi może być?
— No, juści ślepie ma, psia kość, ładne!
— Pfe! panie Walenty, wielkie pfe! Wasan nie powinien wymówić takie słowo! To nie pasuje na letniego i porządnego człowieka. Oczy! Co za