Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawuje, ale nie wiadomo, co wyprawuje. Już ja dobrze to sobie w głowie kalkulowałem i rozważyłem. Ma mnie zjeść, niech zje, ale przynajmniej niech sobie trochę zębów napsuje. Niech wie, że trafi się inszy człowiek twardy. Oto, widzisz, takiego panicza z Zatraceńca, to wnet zgryźli.
— Oj, zniszczyli go do nitki, to prawda. Już on się tu chyba w naszych stronach więcej nie pokaże, bo nie ma po co i wstyd jakoś na takiego kawalera świecić oczami po okolicy, gdzie się takie miało przeprawy.
— Prawda, kochana Małka ustroiła go ładnie, przyjaciółka!
— Wszyscy oni przyjaciele, póki jest czem płacić, a jak już widzą dno w mieszku, to na nic nie zważają.
— Zawszeć to tak bywało — rzekł Wasążek — i po nas tak samo będzie. Pana zjedzą, chłopa zjedzą, tylko z nami, co nie jesteśmy ani panowie, ani chłopi, trudniej im idzie. Ja im tam mojego mienia łatwo nie oddam, potańcują oni jeszcze kawał czasu, zanim się do skutku dobiją, a że ja nie mam na tańcowanie forsy, to obróciłem zawczasu kota ogonem, żeby oni musieli tańcować i pieniądze z kieszeni wykładać. Co dalej będzie, to będzie, ale zawszeć ta choć człowiekowi pociecha, że się im sprawę zamąciło, kapusty narobiło i że muszą te-