Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nagle, bardzo szybko, zaczęło się ściemniać, a z oddalenia dał się słyszeć głuchy, przeciągły grzmot.
Na furach zrobił się popłoch. Takie kosztowne rzeczy mogły zamoknąć, damom chodziło przytem o stroje. Pani Rypsowa bowiem miała na sobie suknię jedwabną i aksamitną mantylę, bardzo starożytnego fasonu, Małka zaś nowiuteńki kostyum. Na taką licytacyę nie można było przyjechać w ladajakiem ubraniu.
Była chwila, w której zdawało się, że deszcz ustanie, a burza przejdzie bokiem, lecz przypuszczenie to nie sprawdziło się. Chmury nie ustąpiły, zrobiła się ciemność zupełna, zerwał się wiatr gwałtowny, a potem straszna ulewa. Błyskawice ślizgały się po niebie we wszystkich kierunkach, ogłuszający huk grzmotów co chwila wstrząsał powietrze.
Berek, który jechał naprzód i prowadził całą karawanę za sobą, zatrzymał konie, pomimo protestu i krzyku swoich pasażerów.
— Jedź! — wołano na niego — czego stoisz, czy chcesz, żebyśmy przemokli zupełnie?
— Ja też moknę.
— Co nam do tego? Moknij, kiedyś furman, ale nas wieź, prędko wieź, aby do miasta.
— Mam taki zwyczaj, że podczas burzy stoję. Jeszcze nieboszczyk ojciec mój, który też był fur-