Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cając się do wójta, dodał: — Niech się pan wójt nie gniewa, moja żona ma taki feler, że czasem nie wiadomo o co złości się.
— Pewnie ją jaki robak ukąsił.
— Albo ja wiem? Może robak, różne przytrafienie się trafia na świecie.
— Insze bydlę — dorzucił sentencyonalnie sołtys — a najbardziej krowa, jeżeli ją giez utnie, to się zara gzi...
Mojsie splunął i małżonkę swoją ku rzeczom odciągnął.
Trzeba było furmanek, żeby kupione ruchomości zabrać. Chłopi swoich koni wynająć nie chcieli, ale były konie i wozy nabyte na licytacyi; był Berek Dyszel ze swoją furą, do której czwartego rumaka, świeżo nabytego, zaprzągł; był furman z Kopytkowa, dał swój wasąg Jukiel pachciarz i zaczęło się pakowanie z wielkim krzykiem, targowaniem się, kłótniami...
Nabywcy wozów i koni na poczekaniu przedzierżgnęli się w furmanów i zaraz chcieli mieć dochód.
Już się słońce dobrze ku zachodowi zniżyło, gdy wozy, obładowane rzeczami i ludźmi, wyjechały z dziedzińca.
Towarzystwo, z powodu większej ilości furmanek, podzieliło się na mniejsze grupy, a Małka mo-