Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani mi się śniło.
— Więc jakiż gość?
— Młody człowiek.
— Młody? Może konkurent do Zosi?
— Kto wie? Może.
— A Zawadzki?
— Ja mu nie przyrzekałem, nie może mieć do mnie pretensyi.
Panna Gertruda przygryzła usta.
— Więc ma być wystawny obiad? — zapytała.
— Jeżeli można.
— Może pan brat będzie łaskaw zadysponuje.
— Zdaję się w zupełności na ciebie.
— Dziękuję za zaufanie i dobranoc.
Ciotka Gertruda zwróciła się do drzwi.
— Jakto? — zawołał za nią pan Jacek — nie ciekawa nawet jesteś wiedzieć, kto ma przyjechać?
— Sądziłam, że to tajemnica.
— Dla ciebie tajemnica, Gertrudo? — rzekł tonem wyrzutu.
— Czyż ja mogę wiedzieć, co brat myśli.
— Niechże pani siostra siada. Otóż ma przyjechać Różański.
— Cóż to za jeden?
— Czyż go nie znasz z widzenia? Sąsiad nasz.
— Więc to dla niego?
— Tak.