Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

albo dwa parobki, co trzy parobki! Wy możecie mieć ładną pensyę, ładną ordynaryę, porządną stancyę w czworakach, możecie sobie żyć, jak pan. A dzieci? Koniecznie dzieciom trzeba zostawiać grunt? Wcale nie koniecznie, ja moim dzieciom wcale żadnego gruntu nie zostawię.
— Bo Chasklowe dzieci żydowskie, a moje gospodarskie.
— To co? Gospodarskie też mogą być bez gruntu. Nie macie się o co frasować. Na świecie ludzi jest dużo, ale takich, co mają grunt, niewiele. Ja wam mogę nastręczyć dobrego kupca.
— A jeśli ja nie zechcę sprzedać?
Chaskiel wzruszył ramionami.
— Nie sprzedacie dobrowolnie, to ja podam do sądu i sąd sprzeda wasz grunt przez licytacyę.
— Tak?
— Takie prawo. Tymczasem wy sobie do głowy nic nie przypuszczajcie, Michale; wy możecie gruntu nie sprzedawać i mnie dług oddać.
— Zkąd?
— Albo ja wiem? Możecie wyorać garnek złotych pieniędzy, znaleźć na drodze, pożyczyć od kogo. Czy to człowiek może wiedzieć, zkąd szczęście do niego przyjdzie? Ja dziś z wami nie będę dużo gadał, bo nie mam czasu, zaraz muszę w drogę jechać. Przyjdźcie pojutrze, ja wam jeszcze raz wygodzę. Dostaniecie na podatek i na żelazo, a soli