Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ZBIGNIEW MORSZTYN.
POCHWAŁA ŻYWOTA WIEJSKIEGO.
(z POEMATU „VOTUM“).

Niech każdy przyzna, czy nie droższe złota
Wszystkie godziny takiego żywota?
Gdy pańskie dwory, wysokie kominy,
Ich gęste dymy,
Wzgardzę; gdy, próżen lichwy i wszelkiego
Długu, mogę się obejść do nowego,
Tem, czem mię Pan Bóg na ten rok obdarzy
A w drugim zdarzy.
Będę swój własny zagon sprawiał krzywym
Pługiem, nie będę okiem zazdrościwym
Patrzał na cudze wyniosłe stodoły,
Zawsze wesoły.
Zawsze wesoły, na swojem przestanę,
Nie będą myśli moje obłąkane
Po cudzych gruntach szerokich latały;
Dość mnie mój, mały.
Tam, skoro tylko gnuśna zima minie
A wiosna śliczny warkocz swój rozwinie,
Kiedy się śmieją, kwiatkami upstrzone,
Łąki zielone.
Sam świat i samo rzeczy przyrodzenie
Radość wydaje przez swe odnowienie
I samo nawet światło najjaśniejsze
Zda się świetniejsze.
Jako rzecz piękna: lub ptactwo pierzchliwe
Łowić lub głosy słyszeć świegotliwe
Lub leśny pędzić zwierz w niepostrzeżone
Sieci wstawione,
Lub patrzeć, kiedy sady zakwitają,
Gdy łąki sieką, gdy siana sprzątają,
Gdy wół roboczy, w jarzmo zaprzężony,
Wali zagony....