Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja, co zawsze nad względy miłość mą przekładam,
Mimo rodziców, chciałam z nim uciec od madam,
Złączyć się z mym idolem; kiedy Parki srogie
Przecięły nożyczkami dni jego tak drogie! (płacze).

SZARMANTCKI.

O żale! o rozpacze! o dniu nader smutny!

STAROŚCINA.

Nie wiesz jeszcze, przez jaki przypadek okrutny!
(Wyjmuje z kieszeni pulares atłasowy i z niego papier)
Oto wierszopis jeden, znany z swej czułości,
Podał go rymy swemi do nieśmiertelności.
Ja nie mam siły sama mówić o tej zgubie.

SZARMANTCKI.

Przeczytam, bo ja bardzo smutne wiersze lubię. (Czyta)

ELEGJA NA ŚMIERĆ SZAMBELANA.

„Płaczcie, małe Amorki! płaczcie, Alcyjony!
Szambelan już nie żyje, szambelan zgubiony;
A z nim zniknęły wdzięki, młodość i rozkosze.
Uciszcie się, Zefiry! Zgon jego ja głoszę.“

STAROŚCINA.

Jak to czule pisano! O gorzkie wspomnienie!

SZARMANTCKI.

„Febus, dnia tego mgliste rzucając promienic,
Ojciec wiecznej światłości, czynów naszych świadek,
Zapłakany przeglądał nieszczęsny przypadek.“

STAROŚCINA.

Ach! czemuś go nie przestrzegł, mieszkający w niebie,
O ty nielitościwy, o okrutny Febie!?

SZARMANTCKI.

Gdy szambelan do butów srebrne przypiął kolce
I przed ganek zajechać kazał karyjolce,
Wskoczył na powóz świetny i wprędce podane