Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
FIRCYK (przerywając bardzo prędko).

Prawda, sam to czytałem w starym testamencie...
Co więcej powiem, dziesięć lat nie będzie wiele,
Kiedy Jakób czternaście służył za Rachelę;
Ale to, podstolino! stara czasów data;
Inne były zwyczaje, inna postać świata;
Ludzie wtenczas po trzysta lat żyli z okładem;
Jakże nam można teraz pójść za ich przykładem?
Ale, ale, a propos, pani mi mówiła,
Że ja nudzę, że moja bytność tu nie miła...
Jakże to się z zamiarem zgodzi lat dziesięci?
Jednak chcę się stósować do waćpani chęci;
Ale radzę, żeby to mnogło być wygodniej,
Zredukujmy lat dziesięć na kilka tygodni;
Albo też, żeby jeszcze rachować dokładniej,
Po co czekać lat dziesięć? zróbmy to za dwa dni.
Wszak, gdy komu tak miłość, jak mnie, się nie darzy,
Inny bieg czasów, inny pomiar kalendarzy,
Z chwil miesiące, dni z godzin, lata idą ze dni;
Tak na czas utyskują kochankowie biedni!...

(Podstolina się uśmiecha).

Cóż znaczy ten wzrok pani, do śmiechu skłoniony?

PODSTOLINA (śmiejąc się).

Czy podobna się nie śmiać na takie androny?
Ja, co mówię z waćpanem, mówię mu doprawdy.
Waćpana odpowiedzi żartami tchną zawdy;
Starościcu! nie te ma miłość charaktery,
Nie tak z swoją kochanką idzie amant szczery;
Kto kocha, ten się stara z swym nie dzielić celem,
Być jego naśladowcą, mieć go swym modelem,
Mieć te same myślenia, też czucia sposoby,
Zgoła jedną naturą dwie złączyć osoby.
Ale proszę nie myśleć, aby te przestrogi
Miały się do mnie ściągać, mój mospanie drogi!
Jeżeli lat dziesięci uczyniłam wzmiankę
Obojętnie, bądź jaką rozumiem kochankę,