Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gość, na stepowe baczny zwyczaje,
Najlepsze kąski sam w palce bierze,
I uprzejmością, jak sąsiad blizki,
Posyła do ust młodej Kirgizki,
Lecz częściej jeszcze w jej piękne lice,
Zatapia pełne ognia źrenice.



Z





Za kim tak jeździec oczyma strzela?...
Córka to Bija, śliczna Demela,
Szesnaście ledwie poczęła latek,
Świeża, młodziuchna, jak stepu kwiatek
Kiedy się z rankiem rozwinie z pączka;
Jej kibić giętka — jej drobna rączka
Odgarnia z czoła, włos kruczy, lśniący,
W siedmiu plecionkach na twarz płynący; —
A z za tych wązkich, ciemnych warkoczy
Przetkniętych w perły — żywe jej oczy,