i drżący, z zamkniętymi oczyma. Po chwili Kret pomógł mu wstać i posadził go na krześle, na które Szczur opadł skulony. Ciałem jego wstrząsały silne dreszcze, które z czasem przeszły w histeryczne, suche łkanie. Kret umocował drzwi, wrzucił torbę do szuflady a szufladę zamknął i usiadł na stole obok przyjaciela, czekając aż minie ten niezwykły atak. Stopniowo Szczur pogrążył się w niespokojną drzemkę, przerywaną drgawkami i bezładnym szeptem o rzeczach dziwnych, niepojętych i obcych dla niewtajemniczonego Kreta; wreszcie zapadł w głęboki sen.
Kret, bardzo niespokojny, opuścił Szczura na jakiś czas, aby zająć się domowymi sprawami; był już mrok, kiedy wrócił do salonu; przyjaciela zastał tam, gdzie go zostawił. Szczur nie spał już, lecz był milczący, obojętny i przygnębiony. Kret rzucił szybkie spojrzenie na jego oczy, zobaczył z wielkim zadowoleniem, że patrzą znów jasno i są jak dawniej ciemnobronzowe. Usiadł więc obok niego, usiłując go pocieszyć i dopomóc w wyjaśnieniu co mu się przydarzyło.
Biedny Szczurek starał się wedle możności opowiedzieć wszystko, lecz czyż zimne słowa zdołają wyrazić to, co było głównie suggestią? Jak wywołać niesamowity głos morza, który mu śpiewał? Jak odtworzyć magię wspomnień o przeżyciach marynarzy? Nawet on sam, teraz gdy czar prysł i znikła ułuda, znajdował z trudem wytłumaczenie dla tego, co zdawało mu się przed kilku godzinami rzeczą jedyną i konieczną. Nic
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/218
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.