Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII
PRZYGODY ROPUCHA

Gdy Ropuch znalazł się w wilgotnym, zatęchłym lochu i uświadomił sobie, że ponura ciemność średniowiecznej twierdzy oddziela go od zewnętrznego świata, od słońca i gładko asfaltowanych dróg, gdzie ostatnimi czasy było mu tak dobrze i gdzie się tak zachowywał, jakby wszystkie gościńce Anglii należały wyłącznie do niego, rzucił się na ziemię, roniąc gorzkie łzy i pogrążył się w czarnej rozpaczy.
— To koniec wszystkiego — mówił sobie — a w każdym razie koniec kariery Ropucha, co na jedno wychodzi; koniec przystojnego Ropucha tak ogólnie lubianego, bogatego, gościnnego Ropucha, lekkomyślnego, dobrodusznego Ropucha! Czyż jest nadzieja, że mnie stąd kiedykolwiek wypuszczą — mówił sobie — mnie, którego słusznie uwięziono za bezczelną kradzież tak pięknego samochodu i za dosadne, wymyślne obelgi ciskane na tylu tłustych policjantów o rumianych policzkach! (tu łkanie przerwało mu). Jaki ja byłem głupi — mówił sobie — muszę teraz gnić w tej turmie,