Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słupek również ozdobiony muszlami i zakończony dużą kulą ze srebrnego szkła, w której wszystko odbijało się do góry nogami, wyglądało to bardzo śmiesznie.
Pyszczek Kreta rozpromienił się na widok przedmiotów tak bardzo mu drogich. Wepchnął szybko Szczura przez drzwi, zapalił lampę w holu i jednym spojrzeniem objął dawny dom. Zobaczył, że wszystko pokryła gruba warstwa kurzu, zauważył smutny, opuszczony wygląd niezamieszkałego domu, jego ciasnotę, liche i zniszczone meble, i opadł na krzesło, kryjąc nos w łapkach.
— O Szczurku! — wykrzyknął z przerażeniem — co ja zrobiłem najlepszego! Poco ja cię sprowadziłem w taką noc, do tego lichego, wyziębionego mieszkania, kiedy mogłeś już być o tej porze na Wybrzeżu, mogłeś przygrzewać swoje łapki przy buzującym ogniu, a wkoło siebie miałbyś wszystkie swoje śliczne sprzęty!
Szczur nie zważał na żałosne wyrzuty, jakie sobie robił Kret. Biegał tam i sam, otwierał drzwi, zaglądał do pokojów i szaf, zapalał lampy i świece i ustawiał je wszędzie.
— Cóż to za przyjemny domek! — zawołał wesoło. — Jaki dobry rozkład! masz wszystko pod ręką. Niczego ci nie brakuje, każda rzecz na swoim miejscu! Musimy spędzić wesoło dzisiejszy wieczór. Przedewszystkiem potrzebny nam dobry ogień na kominku; zaraz się tym zajmę — mam dar wynajdywania te-