Strona:Kazimierz Wyka - Rzecz wyobraźni.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



URZECZONY
Ja Władca Łagodności
chrzciciel drobnych muszek...


I

Kiedy czytać dotychczasowe omówienia Cudów Jerzego Harasymowicza, jedno w nich uderza. Że tylu przeróżnych poprzedników w kreowaniu fantazjotwórczego dziwu wskazano jako obecnych w owym zbiorze. Oczywista i bez sprzeciwu Gałczyński, w najlepszej i najsubtelniejszej recenzji (J. Kwiatkowski, Jest Gałczyński, „Życie Literackie“ 1957, nr 3). Dalej — Iłłakowiczówna, Czechowicz (R. Matuszewski, Baśnie o dzieciach, gilach i zającach, „Nowa Kultura“ 1957, nr 7). Poeci polskiego baroku, Morsztyn i inni (M. Głowiński, Poezja kontrastów, „Twórczość“ 1957, nr 3). Z malarzy — Makowski, Wojtkiewicz. Na pierwszy ze śladów sam poeta naprowadza. Jeszcze dalej — ktoś czupurny i surowy z Wrocławia dopatrzył się Mickiewicza, Iwaszkiewicza, Apollinaire’a, symbolistów (A. Szmidt, Pisk z pieluszek, „Nowe Sygnały“ 1957, nr 9).
Cóż za plejada patronów! Ciekawe, że w każdym z tych skojarzeń jest jakieś ziarno racji. Postaram się wszakże dowieść, że suma owych ziaren nie daje mąki i chleba. Bo gdyby uwierzyć skojarzeniom dostrzeżonym przez krytyków (i tym jeszcze, które niżej zaproponuję), poezja Harasymowicza byłaby jakimś erudycyjno-eklektycznym zlepkiem. „Ma to być poezja świadomie eklektyczna, jawnie czerpiąca z osiągnięć nie tylko Gałczyńskiego, lecz i innych uznanych wielkości“ — orzeczono we Wrocławiu. Ładne pojęcie o mechanizmie twórczości, naprawdę z pieluszek krytycznych!
Proste doświadczenie czytelnicze przeczy tak rozmnożonemu patronatowi jako zasadzie poezji Harasymowicza. Nie przeczy cząstkowej słuszności podobnych obserwacji, szczególnie w punkcie dotyczącym Gałczyńskiego. I w tym właśnie zdaje się spoczywać główny problem wyobraźni Harasymowicza. Droga po meandrach fantastycznej mapy rzeczywistości, przez wielu