Strona:Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Wiesz pan, Borowski, ja chcę namalować anarchię... Ot — teatr wysadzili — sztuku zrobili! — Tak zrobię, uważasz... Miasto!... Wieczór!... Ciemno. — Domy, domy, domy!... Błyski chlapnę tu! tu! tam! — Wieże. — Kominy. Dymi się. Kłębi. Czujesz, jak się kłębi?... Zasnuło wszystko, wszystko! Nic nie widać; — ciemno. A na niebie gwiazdy... A tu na przodzie — on — morda! Już ja ci, bracie, dam mordu! — Złość, nienawiść, szał! Siła być musi. I... podpiszę Anarchia[1]

Szkoda, że Pawluk to tylko postać powieściowa. Byłby doskonałym ilustratorem Dzieci szatana. Anarchizm poczęty z nienawiści do filistra głosi również spokojny zresztą Hertenstein, czy wreszcie Müller wiedzie z nim szeptem rozmowę, która by mogła posłużyć za motto wyjaśniające pobudki eschatologii pokolenia:

Nienawiść, to jest wielkie, święte uczucie!...

— I zemsta — dodał po chwili jakby do siebie.
— Na kim?
— Na wszystkich! — odparł, rozrzuciwszy ramiona jak skrzydła.
— Za kogo?!

— Za siebie! — kończył, uderzając się w piersi [Müller][2].

Za siebie i za swoje pokolenie, dodać musimy.
Z wyjątkowego napięcia sprzeczności modernistycznych, z konfliktu między osobniczym egoizmem a wolą ekspansji, przekroczenia granic własnej jaźni, rodzi się wspominany już nirwanizm Hertensteina. Ucieka się on do nirwany konsekwentnej, albowiem nie umie inaczej załagodzić tego rozdarcia:

Być skazanym na to — skarży się Hertenstein — aby w najserdeczniejszych ludzkich porywach: w miłości, w przyjaźni, w ofierze nawet widzieć tylko stulone czujne pazury i odgadywać ten dziwnie im przeczący krzyk szczerego bólu: „Pozwól się wżyć, wtopić, wświetlić w twoją duszę ludzką, abym wielki ciężar własnego egoizmu mógł choć na chwilę zrzucić i o mojej duszy, mojej odrębności zapomnieć. Chciałbym mieć jeden oddech, jedno pulsu bicie, jedną krew i jedno pragnienie z tobą! z wami! ze światem całym!...” Tak się modlą roztęsknione oczy, tak się przyczaiły na chwilę pazury zmęczonej sobą bestii. — Takim jest ten najgłębszy, zawsze rozbolały nerw wszelkiej miłości[3].
  1. Tamże, III, s. 131.
  2. Tamże, s. 168—169.
  3. Tamże, s. 109.