Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ływał przystosowaną reakcję z drugiej strony. Trudno nie być grzecznym wobec notorycznego brutala, który tylko dla mnie jest grzeczny. Dlatego największa liczba chętnych do ograniczonej współpracy z Niemcami rekrutowała się pośród ziemian. Pochodzenie społeczne góry Rady Głównej Opiekuńczej jest tutaj nader wymowne. Widok nadciągającej nieuchronnie w wyzwolonym kraju przebudowy ustroju rolnego umacniał te koneksje, a najbardziej utrwalała świadomość, że oddawszy kontyngenty, właściwie — nawet policzywszy łapówki — żyć można.
Niemcy chętnie widzieli wszelkie inwestycje rolne. Ziemianin, zasadniczo lepiej od chłopa posunięty w swojej wiedzy rolniczej, mógł je stosować i pielęgnując własny interes wychodził władzom w pół drogi. W tej produkcji rolnej, na którą Niemcy kładli największy nacisk, dając wysokie premie towarowe, uczestniczył przede wszystkim dwór: buraki dla cukrowni, kartofle dla gorzelń, nasiona oleiste.
Cały ten konglomerat powodów, jednych pochodzących od obiektywnej, chociaż doraźnej sytuacji gospodarczej — rzepak i buraki, innych wywodzących się z postawy Niemców, spowodował, że przy wysokich cenach produktów rolnych dworom nareszcie wiodło się dobrze. Wiodło się dobrze — u ich schyłku ostatecznego.
W charakterystyczny też sposób wyrażało się to przeczucie, że dobrobyt jest ostatnim uśmiechem słońca zachodzącego nieuchronnie. Ziemiaństwo polskie było do lat wojny jednym z głównych klientów na rynku przedmiotów artystycznych. Za okupacji dwory przestały kupować obrazy i ładne meble. Bo kupują je tylko ludzie, którzy wierzą w trwałość swoich mieszkań. Wojciecha Kossaka, Wierusza-Kowalskiego, Brandta nabywał bogacący się kupiec. Jego tajemnicą pozostanie, dlaczego wierzył w trwałość swojego mieszkania.