rodzinnego miasteczka podobnego widowiska. „I wstrzymał huczny i wspaniały Tereka bieg“.
Najeźdźcy ciągle prą naprzód. Daleko do świtu. Pomiędzy komunikatami frontowymi niewiele da się czytać. Po wielekroć „Wojnę i pokój“, nie dla historycznej anegdoty — bardziej dla rozmyślań rannego księcia Bołkońskiego na polu bitwy pod Austerlitz, dla spotkania z Napoleonem. Po wielekroć „Słowo o wyprawie Igora“, skargi ziemi ruskiej.
Niewesoła nam, bracia, godzina,
Niewesoła godzina nastała.
Siłę naszą pokryła pustynia,
Dziewa Krzywda w ruskiej ziemi wstała.
Oblicze przyszłości jest nadal ciemne. Nie wiemy, jak będzie wyglądać Europa po tryumfie nad złymi mocami hitleryzmu i faszyzmu. Nie wiemy, jak Polska będzie wyglądać.
Zaczęło się w porannej mgle pierwszego ranka wrześniowego. Skończyło się w słoneczny dzień października dumną defiladą pancernych kohort wśród śnieżnych ruin stolicy. Cała pierwotność i okrucieństwo historii, jej obojętność na prawdy i prawa, które nie zdołały dla siebie wytworzyć siły, wytoczyła się na ziemię naszą pomiędzy tym dniem pierwszym a ostatnim kampanii wojennej. Dla pokolenia, do którego należę, pokolenia roku 1910, było to pierwsze za jego życia tak doszczętne i nikczemne unicestwienie przyrodzonych, mniemałeś, praw narodu — każdego narodu, narodu polskiego również.
Piszę w takie same ostatnie dni sierpnia, jak tamte, dni ostatnie. Kiedy od tygodni żar spóźnionej, obojętnie pięknej pogody przepala puste po żniwach pola, ostro przetkane smugami kwitnącego łubinu, pyli upalną mgłą i kurzem linie lasów i dróg, kiedy nastają noce wczesne i chłodniejące, oko mimo woli szuka dalekich łun, ucho czeka stłu-