Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sumienia, nie plamiąc dłoni krwią. Trudno o paskudniejszy przykład moralności jak takie rozumowanie naszego społeczeństwa. A głupcy, którzy przy nim trwają, niech pomną, że wyniszczenie Żydów było tylko pierwszym etapem oczyszczenia Weichselraumu, po którym miała przyjść na nas kolej.
Powtórzyła się zatem, ale tym razem na skalę większą, choć czysto psychologiczną, sytuacja, która już raz w niedawnej historii Polski miała miejsce. Tej zgagi moralnej, jaką budziło odzyskanie Zaolzia, nikt nie nazwał wówczas trafniej od Churchilla: z plecaka żołnierza niemieckiego zajmującego Sudety Polska wyciągnęła Zaolzie. Tym razem spod miecza niemieckiego kata, dokonującego nie widzianej w dziejach zbrodni, sklepikarz polski wyciągnął klucze od kasy swego żydowskiego konkurenta i uważał, że postąpił jak najmoralniej. Na Niemców wina i zbrodnia, dla nas klucze i kasa. Sklepikarz zapominał, że „prawne“ wyniszczanie całego narodu jest fragmentem procesu tak niespotykanego, że na pewno nie po to go historia zainscenizowała, by zmienił się szyld na czyimś sklepiku.
Formy, jakimi Niemcy likwidowali Żydów, spadają na ich sumienie. Reakcja na te formy spada jednak na nasze sumienie. Złoty ząb wydarty trupowi będzie zawsze krwawił, choćby już nikt nie pamiętał jego pochodzenia. Dlatego nie wolno dozwolić, by ta reakcja została zapomniana lub utrwalona, bo jest w niej tchnienie małostkowej nekrofilii. Mówiąc prościej, jeżeli tak się już stało, że nie ma Żydów w gospodarczym życiu Polski, to nie będzie z tego ciągnąć korzyści warstwa ochrzczonych sklepikarzy. Prawo do korzyści posiada cały naród i państwo. Na miejsce zlikwidowanego handlu żydowskiego nie może wejść identyczny strukturalnie i psychologicznie handel polski, bo wtedy cały proces nie posiadałby najmniejszego sensu.