Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zatrąbił na cztery strony świata, a zewsząd zleciało się mnóstwo gołębi. Nasypał im grochu; gdy wszystkie jadły skwapliwie, kazał jej trafić na syna. Niewiasta upatrzyła jednego, co nic nie jadł, jeno skakał, a bił skrzydełkami z radością. Wskazała nań, a czarownik oddał jej syna.
Ojciec Jonka, szewc z rzemiosła, obarczony liczną rodziną, żył w nędzy. Jonek świadom wszystkich sztuk czarodzieja, rzekł raz do ojca:
Żebyś’ta w biedzie nie byli, ja się przedzierzgnę w wołu, krowę i owcę; zaprowadzicie mnie na targ, a z sprzedaży będzie’ta mieli pieniądze. Pamiętajcie jeno, byście mnie w konia nie zaklinali, ani uzdy i postronka, z któremi na jarmark poprowadziła, nie sprzedawali; bo dla was zginie już zarobek, a mnie złe spotka.«
Szewc zaklął raz syna w wołu, drugi raz w krowę, trzeci w barana i zawsze dobrze sprzedał, a z pieniędzy nową chatę wystawił i głodu nie miał. Wszakże łakomy, pomimo przestrogi syna, zaklął go w konia i powiódł na jarmark. Czekał sam już czarownik, kupił konia i tyle zapłacił, że mu i uzdę sprzedał. Tak złapał w swoje sidła rozumnego Jonka, poprowadził do swojej stajni, gdzie na łańcuchu trzymał a głodził, a bił srodze.
Stękał on biedny konik głosem bolesnym, aż służebnica czarownika ulitowała się nad nim. Wchodzi do stajni, a koń znędzony, zaczął rzewnie płakać i opowiadać swoją niedolę.
Skruszył jej serce, odcięła łańcuch. Jonek przedzierzgnął się w dorodnego chłopca, podziękował czule dziewczynie; a obawiając się mistrza,