Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzrokiem ścigała każde stąpnienie mordercy Pierwszy leżał jej mąż: chciała krzyknąć, ale głos zgrozy, boleści, rozpaczy szarpał jej serce, rozparł piersi i w gardle utonął. Zbójca utopił w piersiach głęboko nóż, trysnął strumień krwi szeroko, zalał oczy mordercy, ale je prędko otarł, wyciągniętym trzosem ze skóry łosiej. Trzech innych podobnie zabił, a gdy zabrał trzosy pełne złota, z nożem skrwawionym zbliżył się do patrzącej niewiasty.
Drugi zbójca zaświecił jej przy twarzy, oblicze jej było blade jak chusta, usta czarne, oczy kołem stały. Ręce na piersiach złożone jakby do modlitwy. Wtedy nóż jej skrwawiony w rękę włożył, a krwią ciepłą oblicze i szaty pomazał. Dał znak, ręka trupia upadła na ziemię, zagasła, a ciemność zaległa całą komnatę.

∗             ∗

Nazajutrz dzień długo spali biesiadnicy, ale gdy w kościele oddzwoniono na mszę świętą, gospodarz wezwał gości swoich na śniadanie, by po nim wszyscy poszli do kościoła. Zeszli się sądziedzi, ale krewniaków nie widać; gospodarz wysyła pachołka, ten zastaje drzwi pozamykane. Wysłany hajduk drzwi wybił, okiennice roztworzył, lecz ujrzawszy cztery trupy i krwią oblane kobierce, z krzykiem przestrachu ucieka. Na ten głos trwogi zbiegają wszyscy, okrzyk zgrozy i zemsty podnosi każdy. Na przypiecku klęczała niewiasta, zbroczona we krwi, trzymając w ręku nóż morderczy. Była blada jak chusta, oczy