Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kaplica zamkowa już nie błyszczała świecącym dachem, wiatr zrywał z niej snopki brudnej słomy, bo młody wojewodzie obdarł ją z okrycia miedzianego z pozłotą, a dach co dwa wieki jaśniał, znikł stopiony u żydów.
Dworzanie rozbiegli się w różne strony kraju; utrzymanie zamku zbyt wiele kosztowało, postanowił więc przenieść pan młody mieszkanie swoje za granicę, sprzedawszy poprzednio wszystkie marmury tego gmachu swemu arendarzowi.
Zapłakał stary dworzanin, kiedy bezbożne ręce, wyrywały podłogi, łamały mury, dobywając drogie marmury.
Opustoszał wspaniły zamek, brama stała otwarta, dziedziniec zarósł murawą, a stare baszty omszone wznosiły jeszcze dumne czoła.
Nędza z biedą bez obawy więc weszły razem, a chodząc po pustem podwórzu, natrafiły na drzwi do piwnicy otwarte. Weszły po spróchniałych schodach i w samym końcu długiego lochu znajdują radośnie zapomnianą baryłkę drogiej małmazyi, pamiątkę jedyną po starym wojewodzie. Kosztuj ą, wesołe, — smaczne; piją więc rade, a piją: stare wino pomściło pamięć starego wojewody, upojone usnęły w tym lochu — nędza z biedą.
Duch starego wojewody, co w długich nocach błądził po ruinach swego zamku, zatrzasnął drzwi żelazne od lochu i te dwie siostry, choć do głodu naz wyczaj one, skonały.
Niepotrzebne też były w zamku nędza z biedą; bo zasiadło ich miejsce nie tak ohydne, poważniejsze zniszczenie.