Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— „Z podniesionego biczyska!“ odrzekła zapytana.
A młody królewicz napróżno szukał grodu lub wioski z takową nazwą
I znowu kilka upłynęło niedziel, nadeszło święto, a pomywaczka znowu prosiła pani, aby jej pozwoliła do kościoła. A pani znowu wynosi dwa garnce maku z popiołem, by osobno mak wybrała, bo prędzej nie pójdzie do kościoła.
Usiadła więc znowu na podwórzu i gorzko zapłakała sobie; aż w tem nadleciały dwa siwe gołąbki.
— „Nie płacz, królewno!“ wyrzekną z cicha; „połóż się na murawie i śpij spokojnie; my ci mak wybierzem, zbudzimy rychło, a jeszcze będziesz w kościele.“
I sen jej skleił powieki. Zbudzona patrzy i widzi, że mak przebrany. Niesie do pani, spieszy do lasu. Aż na dziedzińcu spotyka królewicza, co szukał p erścienia złotego. Znajdu e królewna pierścień i oddaje młodzieńcowi; a ten gniewny, odbiera pierścień, samą z gniewem odpycha, by bogatych szat sobie nie pobrudził.
Spłakana, poszła do lasu: tam w zarośli stał dąb wielki, z którego wszystko, co zapragnęła, mieć mogła. Uderzyła weń ręką i rzeknie:
— „Otwórz się, otwórz, mój dębie złoty! niechaj mam szaty, pojazd i dworzan.“
I wnet bogate na niej jaśnieją szaty, złocisty pojazd zajeżdża, a orszak liczny z barwą dworzanów w około panią otacza.
Zaledwie weszła do cerkwi bożej, wszystkich