Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się było tem, czy tem, jeżeli się tem, czy tamtem nigdy nie było? Wyobraźnia jest czcza.
Ale w każdym razie pan Kopciuszyński nienawidził biura, nienawidził kolegów, nienawidził swojej pracy — i pogardzał sam sobą więcej, niż wszyscy szefowie i wszyscy koledzy razem wzięci jego mieli w pogardzie. Pan Kopciuszyński miał jedną satysfakcyę: znał do gruntu swoją niewartość, miał bezwzględną, zupełną świadomość swojej nieudolności i niższości, swego upośledzonego przez naturę ja.
Jestem osioł, jestem bałwan, jestem dureń, jestem cymbał, jestem kiep — oto litania, którą sobie szeptał nieraz leżąc na „otomanie“ w nocy, gdy w sąsiednim pokoju toczył się dyalog:
— Ten przeklęty nieporajda Hipolit znowu nic niema! — ryczała panna Eugenia.
— Niema? A jabym tak zejadla glalaletry — klekotała panna Tymonia.
— Osioł obrzydły! Langerowa z przeciwka wzięła służącą...
— Pijes... Nie perlacuje...
— Pan Bóg nas skarał takim bratem!
— Siwinia tlakli berlat...
A że zazwyczaj jedno idzie za drugiem, pana Kopciuszyńskiego mieli w poniewierce sąsiedzi z piętra i z dołu, sąsiedni sklepikarze i rzemieślnicy, szukać musiał handlów, gdzieby nie witano go pogardliwym grymasem ust — o ile miał do