Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja już wczoraj umiałam.
— A dlaczego nie chciałaś odpowiadać?
— Ja nie wiem. Ot, tak sobie...
— Możeś ty chora?
— Nie. proszę pani.
— Główka cię nie boli?
— Nie.
— Więc czego płaczesz, powiedz: czego?
— Ja nie wiem...
Nade mną z boku ozwały się liczne pocałunki.
— Cicho tam, na górze! — mruknąłem gniewnie. — Ja tu poluję na myszy, a one się cackają i psują mi zabawę.
Uwaga moja nie przydała się na wiele. Misia uklękła obok nóg panny Jadzi i pocałunki trwały w dalszym ciągu.
Byłem zły i opuściłem stanowisko, postanawiając zabrać się do roboty naprawdę dopiero w chwili, gdy pójdą spać. Wskoczyłem na łóżko panny Jadzi i umieściłem się tak, aby z oddali mieć mysi otworek na oczach.
Misia uczyła się pilnie ze dwie godziny, Panna Jadzia przeczytała jej zadanie, pochwaliła i przyniosła dwie kromki chleba i mleko z kuchni na tacy. Były tam dwa małe kubki, jeden wypełniony po brzegi, drugi nalany tylko do połowy. Pierwszy dostała Misia, drugi zatrzymała panna Jadzia dla siebie, ale i z tego ulała jeszcze na spodeczek trochę dla mnie.
Co prawda, ja tej panny Jadzi nie rozumiem, gdybym w podobnym przypadku rozstrzygał, to sobie wybrałbym kubek pełny, a Misi dał ten drugi.
Po wieczerzy poszły spać. Gdy światło zgasiły, zeskoczyłem z kanapki i znowu usadowiłem się na czatach, koło otworu.
Czekałem długo, bardzo długo, z taką cierpliwością, o jakiej tylko my koty coś wiemy. Nad ranem zdawało się, że zdobycz już bliska, bo oto usłyszałem ciche kroki za listwą, tuż koło otworu. Jeszcze chwilka, chwileczka... a mysz wystawi głowę! Zaparłem oddech w sobie. Już, już, już... czuję, jak ją przygniatam łapką do ziemi...
Wtem!... macie! Misia chrapnęła na cały pokój tak ostro, że i nastraszony prosiak lepiej nie potrafi, i — mysz uciekła!
A niechże cię!... To mi dopiero zdrowy sen!