Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z uciechy, gdyby Janosik najmniejszego hałasu pod gardłem nie zakazał i gdyby się sami zepsuć sobie uciechy nie obawiali.
W żelezie jechała rajterja, w kirysach szła piechota — ale to proci kamieniom nanic...
Aż i z przeciwnej strony widno było zgóry, jeźdźcy zdala ukazywać się poczęli.
Na przodzie zrazu jak majak jechał we futro odziany człowiek, za nim orszak nieduży, koło pięćdziesięciu ludzi liczący.
Jechali spokojnie, snać niczego złego nie przypuszczając. Owszem, widać było, że jadą wesoło, jeździec na przodzie zwracał się często snać z mową do jadących za nim towarzyszy. Król, król — szeptali górale.
Wjechali w wąwóz. Orszak wydłużył się dla wąskości miejsca i posuwał powoli naprzód. Rajtarja i piechota szwedzka za zakrętem nasłuchiwać zaczęła.
Wtem wrzask straszliwy napełnił góry, od którego konie spłoszone dęba stanęły i na zadach przysiadły.
Z obu stron wąwozu na Szwedów zaczęła się toczyć lawina głazów.
Uczyniło się wśród nich okropne zamieszanie. Konie i ludzie miażdżeni przewalali się i z ciał i ścierw tworzyły się kłęby i zwały. Ze wszech stron leciały głazy. Przed siebie i za siebie jęli przerażeni do najwyższego stopnia Szwedzi ucie-