Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z czaszki Gałajdy z pod włosów sączyła się krew.
— Ozbił głowe! — zawołał z przerażeniem Krzyś.
— Nie, łeb ma całom — powiedział Marduła, wsunąwszy palce we włosy Gałajdy. — Jyno skóre przecieno.
Położyli go na podłodze; Gałajda legł sztywno.
— Trup — rzekł Marduła. — Zabiéł sie.
— Zabiéł sie — powtórzył Krzyś, kiwając głową. — Teli hłop!
— Śmierzć więksa.
— Bartek! — wrzasnął nagle, potrząsając Gałajdą, Krzyś.
Ale Gałajda był nieruchomy.
— Zabiéł sie, na ozaist zabiéł sie — rzekł Krzyś z bezsilną trwogą do Marduły. — Zabiéł sie...
— Skoda go. Ja go straśnie rad widział — westchnął Marduła.
— I ja — powtórzył Krzyś i wybuchnął płaczem.
Rozpłakał się również i Marduła i obaj płakali rzewnie nad ogromnym trupem.
— Bartuś, Bartuś, kieby ja béł przecuł, nie béłby ja cie pozywał ze sobom, kieś sie ty miał zabić! — łkał Marduła.
Lecz Krzyś ustał płakać i rzekł: