Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kieby mu wej płakało w miehu. I ona jajcy po lesie, płace, coby i śmiałego przejena. Tak to wej sie udarzy, seliniejako, roki lecom, wieki sie mijajom, a ono wej trwa aj trwa. Nie zginie. Haj.
Góralom z wielu wsi, którzy Kościelisk nie znali, wydawała się ta dolina jak zaczarowana. Owe strome podniebne skały, w mroku, końcami czerwone i ogniste od zachodzącego słońca, po których las się wspinał i po których miejscami płynąć się zdawał; owe turnie przedziwne, mnichy, olbrzymy, widma, sowy kamienne, przy nieustannym jednotonnym, posępnym szumie wody serca przejmowały poszanowaniem i niepokojem.
A szli rozmawiając o nędzy swojej, o biedzie, o klęskach, co ich na wojnę za Tatry gnała — na hléb, na miéso, na wino, na złoto, którego w Polsce brakowało.
Potem, gdy wąską ścieżką leśną wśród olbrzymich mchami orosłych drzew przeszli i wstąpili na zgubioną w lasach halę Pyszną pod Bystrą i Kamienistą, skąd widno było ku Kamienistej Przełęczy, Janosik im na noc się rozłożyć rozkazał.
Ziskrzyły się krzemienie o ocel w tórbce przyniesione i mnogie ogniska zapłonęły. Nie warzyć strawę, bo tej prawie nie było, ale się