Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skich, podług drogi, jaką jej Marduła rozpowiedział.
Co chciała przedsięwziąć — nie myślała. Przeszkodzić chciała ślubowi wojewodzica i przeszkodzić temu ślubowi wyruszyła z Hrubego. Mijała miasteczka i wsie, lasy, pola orne i pastwiska, widziała stada koni panów małopolskich i niezliczone trzody bydła i owiec, których, zda się, wszystkie hale w Tatrach by nie wypasły, widziała dworki, dwory, pałace i zamki warowne, dumne grody Lubomirskich, Zborowskich, Mieleckich, Szydłowieckich, Kościeleckich i króla. Widziała świat nieznany i odmienny, ale nie dziwowała mu się. Albowiem serce jej pełne było tylko miłości, tęsknoty, żalu i wściekłości.
I myślała, jak się dziwnie plecie, że Mardułę niedługo potem z więzienia puszczono, gdy ona do domu powróciła, że właśnie siedział on w zamku pana Rzeszowskiego i panna Rzeszowska, którą Sieniawski ślubić miał, wolność mu wybłagała, jakby umyślnie, by o weselu opowiedzieć mógł. Czuła w tem rękę bóstwa — Dziedziliji, pani miłości, czy okropnej Zamarzłej Czernicy, której oddech upadał lodem. Wiodło ją li coś dobrego, Chrystus i Białybóg, czy Złybóg i djabli piekielni?
W niewiadomości jechała z dziką rozpaczą i dziką miłością w sercu, nie przemyśliwając nic,