Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marduła buchnął do nóg panu, ten zaś odsunął go mocną ręką i powiedział:
— Nie mnie dziękuj, jeno Bogu Najwyższemu i jaśnie wielmożnej pannie Agnieszce Rzeszowskiej, kasztelance Wojnickiej, która za wojewodzica Sieniawskiego zamąż wychodząc, ojca w dniu zrękowin swych o wypuszczenie więźniów ubłagała.
— Je kaz tys ona? — wrzasnął Marduła. — Cobyk jom za nogi obłapiéł!
— Módl się za panną kasztelanką i o błogosławieństwo Boże dla jej potomstwa proś i ruszaj z Bogiem.
Marduła się zebrał i poszedł.
Zataczał się, jak pijany, gdy wyszedł na powietrze. W łachmanach go z zamku puszczono, a gdy się z za rzeki poza siebie obrócił i czarne małe okna u dołu murów ujrzał, o mało nie omdlał ze zgrozy.
W okropnem odzieniu, z włosami niżej bark, z brodą blisko pęka, szedł. jak dziad, o kawałek chleba prosząc, aż mu się na prawdziwego dostatnio odzianego dziada w polu trafić udało. Tego obdarł do koszuli, samego zaś u suchej wierzby uwiązał, aby za nim z wrzaskiem nie leciał, i puścił się w dalszą podróż. Ale nie ku domowi naprzód skierować się postanowił.
Maszerował on ze sakwami dziadowskiemi i kijem prosto pod Kalwarję Zebrzydowską,