Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a kie spać legnę, to poduska cała
mokra, kie wspomnę, jakeś ty spał se mną.
Kwilo jedyna, kaześ się podziała,
kiedyś ty przychodził ku mnie w nockę ciemną
i kieś mię objon tak serdecnie w rence,
jakbyś przy miejskiej lezał ka panience...

Jo znam, ze biédna jo sprosta dziewcyna
góralska, o mój ty najsłodsy, złoty,
to nie lo tobie, lo pańskiego syna,
ale juz lewdo wytrwam od tęsknoty.
Dusa cię ino syćko przypomina,
nijakiej niémam do jadła ohoty,
ani do tońca. Hłopcyska się śmiejom,
a moje siwe ocy wciąz łzy lejom.

Kie na odwiecerz przed hałupom stanę,
pojźrę, jak słonko za wiérchy się kryje,
wspomnę, jak my się pod ten samą ścianę
kryli: to zol mię mało nie zabije,
a serce moje, jakoby pijane,
tłuce się w piersiak. Tęca wodę pije
z rzéki, ale tyk łez wypić nie musi,
co ocy twojej wypłacom Hanusi.

Jasiek tu fciał mnie brać, a mama z tatą
straśnie go radzi widzom, ale ja nie.