Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 4.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Huczą — — lasów nie widać, co za zamkiem leżą,
Ale czuć, jak się chylą, jak się gną ku ziemi —
Dzwony kruszą, jak działa, gdziekolwiek uderzą,
Lecą, jak fala orłów z pierśmi miedzianemi.

Wylatują z zamkowych wieżyc ciężkie, chmurne,
Zaciemniają doliny, kłębią się w wąwozy,
Aby gdzieś, jak popioły, upaść w jezior urnę,
A te dzwony buczące kołysze dłoń Grozy...

Cicho... Ciemne sklepienia — — ściany w otchłań lecą
Jak w górach — — na galeryi wisimy w przestworzu,
Z jedną w ciemni błyszczącą, jak w kopalni świecą —
Głowę zawrót ogarnia — — jesteśmy w mgieł morzu.

W dole przepaść i światło... W bezdni kędyś nizko
Znów las kolumn a na nich Sfinksy, kapitele;
Każda kolumna dźwiga wieczne dziwowisko,
Wieczystą tajemnicę w niepojętem ciele.

Kolumny gną się, łączą, wiążą poczwarny,
Olbrzymi się z nich tworzy Sfinks wpośród pieczary,
Sfinks bronzowy, z praczasu, zrdzewiały i czarny;
Światło gaśnie — mrok wkoło posępny i szary.