Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A przez ten czas, przez ten czas, co się tu mogło stać?! Co się tu musiało stać! Dwa dni, dwa dni!... Tak, tak, nie mogło inaczej być, Marya musiała mu się oddać. O piekło!
Ale nie będzie tego dłużej — zginie!
Zginie!...
Ogień mi w głowie wre, wszystkie żyły w głowie, w piersiach, w ramionach, w nogach, wszystkie żyły pełne mam ognia. Jakże mi się trudno podnieść... Zdaje mi się, że ja jeszcze jestem chory... Tam w szufladzie mego stolika jest rewolwer. Ją i siebie... Siebie, ale i ją. Nie będziesz jej miał! I ty nie będziesz się oddawała!... Cudzołożnica!... Co się tu musiało dziać przez ten czas, co się tu musiało dziać!... Boże! jakże jestem strasznie nieszczęśliwy!... Tak, z temi mokremi jeszcze od łez oczami pójdę i zastrzelę ją. A może on tam jest? Więc i jego. Tak, tak i jego. On także musi zginąć. Jeżeli go niema, pójdę do niego i tam go zabiję. A potem siebie, a potem siebie...

»Lecz każ mię od tych trupów pogrzebać daleko...«