Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do walki więc — ha, ha, ha! do walki. Na samo słowo śmiech mię ogarnia. Ja — i walka... Jestem tak zmęczony, że ledwo głowę na ręku trzymam, aby mi się i tak jeszcze nie zwaliła z karku; ja, który mam w sercu żywy ogień, a w nerwach jakiś konwulsyjny tężec: ja chcę walczyć! Walczyć z kobietą, która mnie nie kocha, jest niezwyciężona. Niema bezwzględniejszego, okrutniejszego nieprzyjaciela jak kobieta, która nie kocha. Walczyć z człowiekiem, który należy do tych ludzi, co z posad dźwigają bryłę świata — ja!... Walczyć z ludźmi, ja, który mam wszystkich ludzi przeciw sobie... Nie! To doprawdy zbyt śmieszne! Oh! Gdybym mógł już rzucić te pęta! Oh! Jak już dosyć mam życia! Oh! Gdybym mógł uciec gdzieś, uciec, uciec i nie powrócić już nigdy, już nigdy... Dajcie mi jakąś gdzieś wyspę bezludną, dajcie mi morze dookoła, morze bez kresu, bez granicy i na